Tego
dnia nie mogłam spać, z resztą podobnie jak w ciągu całego ostatniego tygodnia.
Wierciłam się z boku na bok w łóżku. Teoretycznie wampiry nie potrzebują snu,
jednak raz na jakiś czas się przydaje, ze względów regeneracyjnych. Nie mogę
zmrużyć oka od dłuższego czasu, dzięki czemu worki pod oczami robią się coraz
większe i zamiast być tak blade, że niemal białe są szare. Czuję się jakbym
była trupem, chociaż wbrew pozorom wcale tak nie jest. Moje serce bije
identycznym rytmem, co każdego innego człowieka, który mieszka w moim zamku.
Podniosłam się ociężale i skierowałam w kierunku okna przepuszczającego
promienie słoneczne. Otworzyłam je i poczułam morską bryzę wpraszającą się do
mojego pokoju. Na moje oko dochodziła godzina 15. W moim przypadku braku snu od
paru dób, powinnam była odsunąć się od szyby ze względu na słońce, które
dodatkowo mnie osłabia. Jednak to jego brakuje mi od czasu, kiedy przestałam
być człowiekiem. Co prawda, to nie była moja decyzja, a moich rodziców, ale
chciałabym czasem wyjść na plażę i nie ryzykując życiem się poopalać.
Odwróciłam się i podeszłam do szafy, która była zdecydowanie dla mnie za duża. Kobiety zawsze uwielbiały się stroić, jednakże równie dobrze mogłabym z moich sukien skroić paręnaście kurtek zimowych. Wyjęłam jedną z lżejszych, błękitną, sięgającą nieco za kolana. Szybko zdjęłam moją koszulę nocną i włożyłam przygotowane ubranie. Chciałam już wychodzić, lecz w ostatniej chwili zauważyłam, iż jestem boso. Podbiegłam z powrotem do szafy i przykucnęłam. Par butów również miałam od zatrzęsienia, więc mogłam wybierać wedle życzenia. Zastanawiając się pomiędzy butami na płaskiej podeszwie i butami na obcasie usłyszałam pukanie do moich drzwi.
- Przepraszam za najście. Chciałem powiadomić, że przybył pani narzeczony i czeka w salonie. Mam mu coś przekazać? – zapytał jeden z ludzi żyjących na zamku. Nigdy nikogo nie zmuszałam do pobytu w tym miejscu, jednak oni sami często chcą tu „pracować”. Ich praca polega na karmieniu wszystkich wampirów zamieszkujących zamek. Mają także zwykłe posady jak sprzątaczki czy kucharki. Ten akurat był jednym z posłańców, którzy nie mają konkretnej posady. Robią to, co im w danej chwili zlecisz. Bodajże on nazywał się Ksawery.
- Tak szybko? – zdziwiłam się. Mój narzeczony rzecz jasna także był wampirem, a tak wczesna pora nie jest dla nas normalna – Powiedz mu, że niedługo przyjdę.
- Jak pani sobie życzy – odpowiedział mi i znikł za drzwiami komnaty.
Szybko wzięłam białe buty na niewielkim obcasie i pomknęłam do toaletki. Rozczesałam pośpiesznie moje miedziane włosy sięgające do połowy ramion, przejrzałam się i wyszłam z sypialni zatrzaskując za sobą drzwi. Dormitoria większości wampirów znajdowały się na trzecim, ostatnim piętrze gmachu. Pozostałe wampiry, które nie pełnią tu dużej funkcji ani nie znaczą dla mnie zbyt wiele zamieszkują drugi poziom dzieląc go z ludźmi. Wszystkie miejsca pracy zarówno, wampirów jak i ludzi znajdowały się na pierwszym piętrze, gdzie również przychodziliśmy, aby uzupełnić nasze zasoby energii. Kierując się do salonu znajdującego się na parterze miałam zamiar wstąpić na mój posiłek. Mieliśmy do tego przydzielony specjalny pokój, aby nie męczyć zbytnio mieszkańców zamku widokiem pojącego się wampira. Drzwi do owego pomieszczenia otworzył mi Alan, przesympatyczny człowiek pracujący tu jeszcze za czasów moich rodziców.
- Witam panią! – powitał mnie serdecznym uśmiechem.
- Witaj Alanie, jest ktoś w środku? – zapytałam. Nie lubiłam pić krwi w towarzystwie innych wampirów, zawsze mnie to krępowało.
- Nie, może pani spokojnie wejść – odparł nadal uśmiechnięty.
Weszłam do środka, gdzie czekała na mnie Katrina – dziewczyna, której krew wyjątkowo mi smakuje. Najwidoczniej słyszała mnie na korytarzu.
- Dzień dobry pani. Czy bezsenność nadal panią prześladuje? – spytała oczekując mnie za ścianką. Podeszłam do niej, a na jej uroczej twarzy dostrzegłam zmęczenie.
- Niestety. Ale ty również nie wyglądasz najlepiej – zauważyłam na głos.
- Cóż... – zawahała się – Trzy godziny temu karmiłam Karola – odparła wstydliwie. Ludzie mogli normalnie funkcjonować karmiąc najwyżej cztery osoby dziennie z parogodzinnymi przerwami. Poza tym, Katrina była moją osobistą dawczynią krwi, więc dlaczego Karol się napił? Był moim bliskim przyjacielem, prawą ręką w interesach – Przecież wszyscy wiedzą, że ty masz karmić wyłącznie mnie – powiedziałam z wyrzutem. Spojrzała na mnie zakłopotana – Nie, nie mów że wy... – tak, reszty mogłam się sama domyśleć. Karol był słynnym kobieciarzem, co zawdzięczał nieprzeciętnej urodzie i odpowiedniemu do danej chwili charakterowi. Był w moim wieku i w pełni sił, lecz teraz przebrał miarkę – Idź za chwilę odpocząć, a najlepiej spać. Pamiętasz z czego on jest znany?
- Tak pani, pamiętam. Lecz był tak niesamowicie przekonujący... – mówiąc to rozmarzyła się - Przepraszam – odpowiedziała i odchyliła swoją szyję, na której widniały ślady poprzedniego ugryzienia. Zniesmaczyło mnie to, ale z czegoś egzystować musiałam. Wgryzłam się lekko w jej skórę, a ona wydała zduszony jęk. Ludzie zamieszkujący zamek są przyzwyczajeni do ukąszeń, jednak przecięcie naskórka zawsze było jak ukłucie dwóch igieł – zaskakujące i nieco bolesne.
Kiedy skończyłam podziękowałam Katrinie i wyszłam z pokoju. Zmierzałam prosto do salonu, aż wreszcie ujrzałam stojącego przy obrazie, mojego narzeczonego, Damiena.
- Ana! – odwrócił się do mnie. W momencie kiedy do niego podeszłam wziął mnie w ramiona i delikatnie pocałował.
- Nie myślałam, że będziesz tak szybko. Coś się stało? – zapytałam zmartwiona. Był środek dnia, a wiadomość, iż Damien przyjechał z zewnątrz niepokoiła mnie.
- We Włoszech panuje plaga wśród wampirów. Jest przenoszona z ludzkiej krwi, lecz karmicielom nie szkodzi. Ginie coraz większa ilość... – nie musiał już nic dodawać. Moi rodzice zginęli niedługo po tym jak przyszłam na świat na chorobę rozprzestrzeniającą się u ludzi. Mój zamek mieścił się we francuskiej zatoce Anse de la Scaletta1 nieopodal Nicei oraz granicy Włoch. Damien urodził się we Francji, lecz teraz zamieszkiwał na granicy Włoch.
- Jak poważne to jest? – spytałam zmartwiona. Jeśli tak, jak za czasów poprzedniego pokolenia trzeba będzie wziąć się od razu do działania.
- Ano... to nie jest takie, jak wtedy... To coś innego. Wampirom zaczyna brązowieć skóra, a następnie łuszczyć się aż do mięśni. Jeżeli mają lekarza na dworze udaje im się to zatrzymać, jednak część umiera w niemałych męczarniach przez wysuszanie tkanek i komórek – słuchałam tego w osłupieniu. Musiałam jak najszybciej podać tę informację wszystkim na zamku.
- Do sali tronowej – mruknęłam pod nosem – Do sali tronowej! – krzyknęłam na całe piętro. Ludzie przechodzący obok wymienili zaskoczone spojrzenia, lecz skierowali się natychmiastowo w podaną stronę. Pobiegłam na schody cały czas powtarzając polecenie. Alan podchwytując począł wchodzić do pokoi ludzi i rozpowiadać. Weszłam wyżej, do pozostałych wampirów. Kiedy dotarłam już wszędzie z pomocą Alana wróciłam na dół. Gdy znalazłam się w sali tronowej wszyscy już czekali. Weszłam po małych schodkach na podest znajdujący się w centralnej części pomieszczenia.
- Moi drodzy... – nie wygłaszałam często mów, a z pewnością nie tego stylu. – Mam dla was ważną wiadomość – ciche szepty roznoszące się po sali umilkły – We Włoszech panuje pewna bakteria wśród ludzi, a wampiry pijąc ich krew zarażają się. O ile ludziom ona nie szkodzi, wampiry zapadają na ciężką chorobę, z której mała część wychodzi. Tak więc, póki o owej bakterii nie ucichnie zakazuję karmienia się dzięki ludziom, którzy mają styczność z otoczeniem na zewnątrz jak i opuszczania zamku bez mojej wiedzy i zgody – na sali widać było przemykające się po twarzach zebranych zaskoczenie – Mam nadzieję, iż wszyscy przyjęli to do wiadomości. To wszystko, co miałam wam do powiedzenia. Możecie wracać do swoich poprzednich czynności – rozejrzałam się wśród tłumu i ujrzałam widocznie dumną minę Damiena. Na moje usta wkradł się mały uśmiech. Po chwili skierowałam się do swojego narzeczonego. Czyjeś ręce od tyłu złapały mnie w talii, lecz zaraz je rozpoznałam.
- To było przemówienie na miarę córki Izabeli – powiedział całując mnie w szyję. Rzadko wspominał o mojej matce, ale teraz był to dla mnie niesamowity komplement. Po śmierci rodziców obawiałam się rządzenia całym zamkiem, który jest aktualnie moim małym, bardzo dobrze funkcjonującym społeczeństwem. Presja wywierana przez starsze wampiry sprawiała, iż chciałam się skulić i uciec w najmniej odwiedzany kąt tego miejsca. Jednakże wtedy ważną rolę w moim życiu odegrała Tamara, moja starsza o 8 lat siostra. Pomagała mi w stawianiu pierwszych kroków jako pani owego zamku i zamknęła usta wszystkim, którzy mieli na niego ochotę. W tym momencie ma swój bastion na obrzeżach Marsylii.
Poszliśmy już we dwójkę do mojej sypialni. Obcasy moich butów stukały na parkiecie. Zdjęłam je pospiesznie i założyłam ciche i lekkie klapki. Damien przysiadł przy małym stoliku.
- Nie obudziłem cię dzisiaj? Przyjechałem, jak tylko się dowiedziałem o chorobie – zainteresował się.
- Nie, nadal mam problemy ze snem – westchnęłam i podeszłam do dużego lustra na ścianie. Moje podkrążone oczy zaczynały być przekrwione. Odebrałam to jako sygnał ostrzegawczy co do mojego zdrowia. – Chyba polecę Christianowi zakupienie jakiś mocnych proszków nasennych. Zaczynam sama odczuwać brak spania – w odbiciu zobaczyłam jak mój kochanek do mnie podchodzi.
- Chciałbym wziąć trochę tej twojej bezsenności od ciebie. We Włoszech panuje bakteria, a ty zaczynasz tracić coraz więcej energii. Brzmi to niepokojąco.
- Myślisz, że bakteria jest gdzieś na zamku? W Katrinie? Tutaj? – pytałam przerażona. Patrzyłam się w te niebiesko-szare oczy, które mogłabym określić jako wzburzone fale morza z niepokojem. Damien ujął moją twarz spokojnie w swoje dłonie i odparł:
- Nie myślę tak, mimo to twoja doległość mnie martwi – pochylił się i pocałował mnie. Zatopiłam się w tym pocałunku, jak gdyby miał odgonić wszystkie ostatnie zmartwienia. Chcąc choć chwilowego ukojenia, zapragnęłam czegoś więcej. Pociągnęłam mojego narzeczonego za koszulę w stronę łóżka. Położyłam się delikatnie, a on nade mną. Kiedy pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny przerwał go.
- Ana... – powiedział tylko niskim głosem, patrząc na mnie pożądliwie. Być może były jakieś wątpliwości a propo tego, co zamierzaliśmy zrobić, lecz wszystkie od jego strony zdusiłam kolejnym gorącym całusem. Jedna ręka Damiena jeździła po mojej nodze, a druga nadal obejmowała mnie w talii. Czując nagły przypływ podniecenia zaczęłam czym prędzej rozpinać jego koszulę, a następnie dobierając się do paska od spodni. W tym czasie on ściągał ramiączka mojej sukienki napawając się moim ciałem. Chwilę później oboje byliśmy kompletnie nadzy. Nasze życie seksualne nie było ubogie, ale ostatnimi czasy przeróżne rzeczy nas goniły i nie mieliśmy w tym wszystkim momentu dla nas. Sam nasz stosunek doprowadzał mnie do szału, tak boskiego jak tylko było nam to dane. Chciałam krzyczeć, lecz zwołałoby to zbyt wielu mieszkańców. Ograniczyłam się do w miarę cichych jęknięć i sapnięć, co również tyczyło się Damiena. Był niesamowity. Pod każdym względem. Jego blade, muskularne ciało naprężało się przy każdym ruchu. Ciemne, niemal hebanowe włosy, które zwykle były idealnie ułożone teraz były w nieładzie, niesfornie układając się we wszystkie strony. Wyczuwałam już chwilę, dzięki której odpłynę na krótki czas w stan nieświadomości. Wiedziałam, że on również jest jej bliski. Przysunęłam się bliżej jego i to było to. Ten moment. Wszystko zdawało się nie mieć żadnego znaczenia. Aby tylko sprawić, by trwało to dłużej. Damien położył się obok mnie. Jego silna klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała w dół. Obróciłam się na bok przyglądając mojemu kochankowi z podziwem.
- Kocham cię, wiesz? – zapytałam retorycznie i spotkałam ponownie nasze wargi.
- Tylko teraz? – odpowiedział pytaniem i roześmiał się. Dałam mu małego kuksańca, za co dostałam, o dziwo, buziaka – Żartuję przecież. Ja ciebie również. W sumie to nie wiem, co bym bez ciebie robił – powiedział puszczając mi oczko.
- Zapewne latałbyś za jakąś Włoszką krzycząc „senorita, ta belle...” – zastanawiałam się co, jeszcze dodać, ale Damien się tylko jeszcze bardziej śmiał. Inna sprawa, że włoskie wampirzyce nie grzeszą urodą.
- Jesteś piękna – powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
- Mimo tych podkrążonych i przekrwionych oczu?
- Nie są wszystkim.
- Wymęczyłeś mnie nieco – zauważyłam flirciarsko.
- Taki był plan. A teraz spać.
- Jak to? Nie rozumiem… - powiedziałam wytrącona z tematu.
- Spróbuj teraz zasnąć Ano. Może ci się uda – odpowiedział. Wstał i ubrał się. Następnie podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
O dziwo, obudziłam się wyspana. Miałam wrażenie, że przespałam parę dni, lecz kiedy spojrzałam na zegar przy ścianie okazało się, iż spałam jakieś 16 godzin. I tak dużo. Wstałam i podeszłam do lustra. Po przekrwionych oczach nie było śladu, chociaż nadal były nieco podkrążone. Ubrałam szybko kolejną zwiewną, tym razem zieloną sukienkę, buty i wyszłam ze swojej komnaty. Udałam się prosto Katriny, witając się po drodze krótko z Alanem. Obydwie ucieszyłyśmy się na swój widok.
- Widzę, że pani zaczerpnęła trochę snu – powiedziała uśmiechnięta.
- Tak, u ciebie widać to samo. Jak z Karolem? Mam nadzieję, że jego wczorajsze karmienie było jednorazowe.
- Oczywiście pani. Nie śmiałabym zrobić tego ponownie... – tutaj się zawahała.
- Ale? – domagałam się dalszej części odpowiedzi.
- Ale przyszedł do mnie później – spuściła wzrok.
- Posłuchaj, najważniejsze dla mnie jest to, żebyś była ostrożna, zwłaszcza przy nim i go nie karmiła – specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowa.
- Postaram się – jakoś niespecjalnie mnie to przekonało, ale Katrina już przechyliła swoją głowę i odgarnęła czarne włosy. Wychodząc z pokoju prawie wpadłam na Ksawerego.
- Ma pani gościa w salonie – oznajmił.
- Jakiego gościa? – zapytałam zdziwiona. Było południe, a coraz więcej osób zjeżdżało się tu w ciągu dnia.
- Pani siostra – odpowiedział.
- Tamara?! – wykrzyknęłam zdziwiona. Ksawery prowadził mnie do niej.
- Owszem, jest tu od dwóch godzin – zaprawdę, szokujące było to, jak wcześnie tu przybyła. Licząc się z tym, że zawsze wszystko przekładała. I, że nie widziałam jej od trzech lat.
Zastałam ją w moim gabinecie, mocno wciągniętą w rozmowie z Karolem. Warto było zaznaczyć, że był on ciemnym blondynem z zielonymi oczami. Fakt, był przystojny, jednakże mógł się nieco pohamować przy mojej własnej siostrze.
- Dobra, koniec flirtu – powiedziałam ujawniając przed nimi swoją obecność w pokoju, której zdawali się wcześniej nie zauważyć.
- Przecież ktoś musiał się zająć twoim gościem, kiedy spałaś – powiedział na obronę spec naszych interesów.
- Oczywiście musiałeś być to ty. Jestem jakoś przyzwyczajona, że w dzień się śpi – dodał z ironią.
- Już tak nie naskakuj na niego. Przyjechałam o tej porze, bo to było konieczne – powiedziała już poważniej.
- To ja już pójdę – odezwał się Karol. Pocałował moją siostrę w dłoń i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- Więc co cię tu ściągnęło tak nagle? – zapytałam zaciekawiona jak i nieco podejrzliwie.
- Zapewne wiesz o bakterii we Włoszech. Mam sposób, który może ratować wampiry, a nawet zapobiegać chorobie – powiedziała z ekscytacją. Przez ostatnie dwa lata Tamara wyjechała do Hiszpanii, do pewnego uniwersytetu dla wampirów, jednego z nielicznych w Europie na wydział medycyny. Nie wiedziałam zbytnio jak jej tam szło, ani czego się tam dowiedziała. Patrząc na to teraz, chyba była to bardzo dobra decyzja.
- Tak, wiem. Co masz na myśli?
- Lekarze we Włoszech ratujący chore wampiry korzystają z własnoręcznie robionych maści. Nie uwierzysz z czego są zrobione. Korzeń pięciornika, żywica drzewa oliwnego, suszone płatki nenufarów i krew zdrowego człowieka2. Brzmi nadzwyczaj prosto, prawda?
- Skąd masz pewność, że to takie składniki? I do czego jestem ci tam potrzebna? – spytałam zdezorientowana.
- Testowałam już to. Jednak wiele wampirzych rodzin we Włoszech nie chciało przyjąć mojej pomocy. I tu jest twoja rola. Ludzie cię lepiej znają, i mają do ciebie zaufanie, które zdobyłaś, kiedy byłam w Hiszpanii. Poza tym ten twój narzeczony jest Włochem, nie? Będzie ci jeszcze łatwiej – mówiła podekscytowana.
- Byłaś we Włoszech? Nie zaraziłaś się przypadkiem tym sama? Może mogłabym to zrobić... Ale jest to bardzo ryzykowne. Damien jest Francuzem, to że mieszka teraz na granicy Włoch nie znaczy, że stamtąd pochodzi – sprostowałam.
- Nie, nie zaraziłam się, możesz być spokojna. Tą maść można normalnie spożywać, dlatego też powiedziałam, iż wiem jak temu zapobiegać. Proszę, wiesz jakie to ważne! – jej ton głosu był teraz wręcz błagalny – Robiłabym to bez twojej pomocy, jednak niewiele osób mnie tam zna. Jeździłabym z wami i dostarczałabym cały czas nowe ilości tego leku – Tamara umilkła na chwilę. Zapewne szukała większej ilości argumentów – Możemy uratować całe Włochy! Nawet nie wiesz, jak bardzo będę ci wdzięczna.
- Nie wiem... Musiałabym porozmawiać na ten temat z Damienem. I kto by się zajmował zamkiem przez ten czas? Ty masz Artura, ale ja nie mam nikogo bliskiego, komu mogłabym zostawić to wszystko na tak długi czas.
- Karol mógłby... – powiedziała to bez przekonania. Wie, że jest moją prawą ręką w interesach, jednak to duża odpowiedzialność.
- Pomyślę o tym. Zajmij póki co pokój gościnny na drugim piętrze. Zadzwonię do narzeczonego i jak tu przyjedzie to pogadamy o tym w czwórkę.
- Dziękuję! – uściskała mnie mocno i wyszła z gabinetu. Budząc się rano nie spodziewałam się takiego spotkania. Wybrałam numer do Damiena. Po paru sygnałach odezwał się miły, kobiecy głos.
- Zamek państwa Ornano. Kto mówi?
- Tu Anastazja Riquet. Mogę poprosić Damiena do słuchawki?
- Pan Damien śpi, przekażę, że pani dzwoniła.
- Nie, nie. Proszę go obudzić. To bardzo ważne.
- Wie pani, jak bardzo może mi się oberwać za coś takiego? – powiedziała już dużo mniej miłym tonem.
- Wiem, jednakże proszę cię o to jako jego narzeczona. To bardzo ważne i oberwie ci się jeżeli go nie obudzisz – powiedziałam zirytowana.
- Dobrze, idę, proszę czekać – powiedziała niechętnie. Czekałam, a każda mijająca chwila uświadamiała mi, jak lek mojej siostry może być istotny w naszym świecie.
- Halo? Ana? Co się stało? – usłyszałam w słuchawce głos Damiena. Można było poznać, że się dopiero obudził.
- Damien, wiem że przerwałam ci sen, ale mam bardzo ważną sprawę. Musisz tu przyjechać i to jak najszybciej. Chodzi o tą bakterię z Włoch.
- Jesteś chora?! – wykrzyknął nagle zmartwiony.
- Nie! Po prostu... Chyba możemy pomóc wszystkim chorym.
- To wspaniale! W takim wypadku zbieram się i będę u ciebie tak szybko jak tylko jest to możliwe – powiedział wyraźnie ucieszony – Do zobaczenia!
- Bądź ostrożny – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Wróciłam do sypialni i wzięłam w rękę książkę, mając nadzieję na chwilę wyciszenia.
Z zaczytania wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. Do pokoju wszedł Ksawery, jak zwykle z wypisanym na twarzy przekonaniem, że mi przeszkadza.
- Pani, pan Damien przybył – ogłosił.
- Dziękuję – rzuciłam szybko. Minęło nieco ponad półtorej godziny od kiedy zadzwoniłam do niego. Odłożyłam książkę i pognałam do salonu.
- Ana, o co chodzi? – spytał z ekscytacją w głosie.
- Powiem ci wszystko za chwilę. Idź do gabinetu. Muszę iść po Karola i Tamarę.
- Jest tu twoja siostra? – zdziwił się.
- Tak, to ona ogólnie ma na to sposób – wytłumaczyłam i poszłam jej szukać. Jak się okazało, siedziała w jednym z pokoi gościnnych z Karolem, co mnie już nie zdziwiło. Powiedziałam im o przyjeździe Damiena i razem poszliśmy do gabinetu. Blondyn usiadł obok mojego narzeczonego na kanapie, a ja z Tamarą na fotelach naprzeciwko nich.
- Mamy lek, który pomoże wampirom zapadającym na chorobę we Włoszech – oznajmiłam – Konkretnie, ma go Tamara. Niestety, ze względu na jej ostatni długi wyjazd, ludzie zapomnieli o niej i nie są ufni w stosunku do jej chęci pomocy. Dlatego też potrzebuje mnie. A ja ciebie, Damienie. Wampirze rodziny mnie kojarzą, ciebie tym bardziej, a Włochy znasz dużo lepiej ode mnie. Chciałyśmy cię obie prosić, abyś udał się z nami na wyjazd, który pomoże naszej rasie.
- Jak długi byłby to wyjazd? – spytał z zaciekawieniem.
- To zależy jak szybko zdobędziemy większe zaufanie. Myślę, że do dwóch miesięcy – odpowiedziała moja siostra.
- To całkiem długo. Znaczy, o ile u mnie nie byłoby z tym problemu, ponieważ mieszkają u mnie rodzice, tak tutaj... Nie możesz przecież zostawić zamku samego.
- I tu prosiłabym o przysługę Karola – spojrzałam się na niego sympatycznie.
- Chciałabyś żebym opiekował się tym wszystkim? – zapytał zdziwiony zataczając ręką dookoła.
- Tylko ciebie mam na tyle zaufanego, bym mogła zostawić zamek. To ważne. Wrócilibyśmy, jak tylko Tamara dawałaby sobie radę sama.
- Kiedy wyruszalibyście?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj wieczorem – odezwała się stanowczo Tamara – mamy czas wszystko zorganizować.
- Co ty na to? – spytałam Karola z nadzieją w głosie.
- Mam inne wyjście? – zapytał na przekór.
- Raczej nie – odpowiedział mu Damien – jak obie coś postanowią to trudne je tego odciągnąć – roześmiałyśmy się na ten tekst.
- Zwołaj ludzi ponownie do sali tronowej, a ja pójdę się już pakować – powiedziałam wstając.
- Robi się! – zasalutował Karol.
W pakowaniu pomagał mi narzeczony, wybierając co kolejne, to bardziej skąpe ubranie. W końcu doszliśmy do kompromisu, kiedy przyszła moja siostra mówiąc, że wszyscy już czekają. Udaliśmy się razem do sali, która wraz z ludźmi wyglądała identycznie jak wczoraj co wywołało u mnie deja vu. Weszłam na podest i gestem dłoni uciszyłam zebranych.
- Chciałam powiedzieć, że wyjeżdżam dziś wieczorem do Włoch na miesiąc, może dłużej. Na ten czas zamek i całą naszą społeczność będzie nadzorował Karol. Będzie on w zastępstwie, więc ma te same prawa, co ja. Oczywiście, jeśli będziecie mieli zażalenia, złożycie je mi, gdy wrócę. A, tak. Nie korzystaj przypadkiem z mojej sypialni, takich praw to aż nie masz – powiedziałam, a ludzie przede mną roześmiali się – To wszystkie ogłoszenia, dziękuje za przybycie.
Parę godzin później byliśmy już w podróży. Przed głównym celem mieliśmy jeden przystanek – zamek Damiena. Nasza trójka czekała cierpliwie, aż mój narzeczony wyjaśni ludziom na zamku, iż wyjeżdża i spakuje się. Po pewnym czasie zobaczyliśmy jak do nas wraca. Chwilę później kontynuowaliśmy naszą ratowniczą misję.
Odwróciłam się i podeszłam do szafy, która była zdecydowanie dla mnie za duża. Kobiety zawsze uwielbiały się stroić, jednakże równie dobrze mogłabym z moich sukien skroić paręnaście kurtek zimowych. Wyjęłam jedną z lżejszych, błękitną, sięgającą nieco za kolana. Szybko zdjęłam moją koszulę nocną i włożyłam przygotowane ubranie. Chciałam już wychodzić, lecz w ostatniej chwili zauważyłam, iż jestem boso. Podbiegłam z powrotem do szafy i przykucnęłam. Par butów również miałam od zatrzęsienia, więc mogłam wybierać wedle życzenia. Zastanawiając się pomiędzy butami na płaskiej podeszwie i butami na obcasie usłyszałam pukanie do moich drzwi.
- Przepraszam za najście. Chciałem powiadomić, że przybył pani narzeczony i czeka w salonie. Mam mu coś przekazać? – zapytał jeden z ludzi żyjących na zamku. Nigdy nikogo nie zmuszałam do pobytu w tym miejscu, jednak oni sami często chcą tu „pracować”. Ich praca polega na karmieniu wszystkich wampirów zamieszkujących zamek. Mają także zwykłe posady jak sprzątaczki czy kucharki. Ten akurat był jednym z posłańców, którzy nie mają konkretnej posady. Robią to, co im w danej chwili zlecisz. Bodajże on nazywał się Ksawery.
- Tak szybko? – zdziwiłam się. Mój narzeczony rzecz jasna także był wampirem, a tak wczesna pora nie jest dla nas normalna – Powiedz mu, że niedługo przyjdę.
- Jak pani sobie życzy – odpowiedział mi i znikł za drzwiami komnaty.
Szybko wzięłam białe buty na niewielkim obcasie i pomknęłam do toaletki. Rozczesałam pośpiesznie moje miedziane włosy sięgające do połowy ramion, przejrzałam się i wyszłam z sypialni zatrzaskując za sobą drzwi. Dormitoria większości wampirów znajdowały się na trzecim, ostatnim piętrze gmachu. Pozostałe wampiry, które nie pełnią tu dużej funkcji ani nie znaczą dla mnie zbyt wiele zamieszkują drugi poziom dzieląc go z ludźmi. Wszystkie miejsca pracy zarówno, wampirów jak i ludzi znajdowały się na pierwszym piętrze, gdzie również przychodziliśmy, aby uzupełnić nasze zasoby energii. Kierując się do salonu znajdującego się na parterze miałam zamiar wstąpić na mój posiłek. Mieliśmy do tego przydzielony specjalny pokój, aby nie męczyć zbytnio mieszkańców zamku widokiem pojącego się wampira. Drzwi do owego pomieszczenia otworzył mi Alan, przesympatyczny człowiek pracujący tu jeszcze za czasów moich rodziców.
- Witam panią! – powitał mnie serdecznym uśmiechem.
- Witaj Alanie, jest ktoś w środku? – zapytałam. Nie lubiłam pić krwi w towarzystwie innych wampirów, zawsze mnie to krępowało.
- Nie, może pani spokojnie wejść – odparł nadal uśmiechnięty.
Weszłam do środka, gdzie czekała na mnie Katrina – dziewczyna, której krew wyjątkowo mi smakuje. Najwidoczniej słyszała mnie na korytarzu.
- Dzień dobry pani. Czy bezsenność nadal panią prześladuje? – spytała oczekując mnie za ścianką. Podeszłam do niej, a na jej uroczej twarzy dostrzegłam zmęczenie.
- Niestety. Ale ty również nie wyglądasz najlepiej – zauważyłam na głos.
- Cóż... – zawahała się – Trzy godziny temu karmiłam Karola – odparła wstydliwie. Ludzie mogli normalnie funkcjonować karmiąc najwyżej cztery osoby dziennie z parogodzinnymi przerwami. Poza tym, Katrina była moją osobistą dawczynią krwi, więc dlaczego Karol się napił? Był moim bliskim przyjacielem, prawą ręką w interesach – Przecież wszyscy wiedzą, że ty masz karmić wyłącznie mnie – powiedziałam z wyrzutem. Spojrzała na mnie zakłopotana – Nie, nie mów że wy... – tak, reszty mogłam się sama domyśleć. Karol był słynnym kobieciarzem, co zawdzięczał nieprzeciętnej urodzie i odpowiedniemu do danej chwili charakterowi. Był w moim wieku i w pełni sił, lecz teraz przebrał miarkę – Idź za chwilę odpocząć, a najlepiej spać. Pamiętasz z czego on jest znany?
- Tak pani, pamiętam. Lecz był tak niesamowicie przekonujący... – mówiąc to rozmarzyła się - Przepraszam – odpowiedziała i odchyliła swoją szyję, na której widniały ślady poprzedniego ugryzienia. Zniesmaczyło mnie to, ale z czegoś egzystować musiałam. Wgryzłam się lekko w jej skórę, a ona wydała zduszony jęk. Ludzie zamieszkujący zamek są przyzwyczajeni do ukąszeń, jednak przecięcie naskórka zawsze było jak ukłucie dwóch igieł – zaskakujące i nieco bolesne.
Kiedy skończyłam podziękowałam Katrinie i wyszłam z pokoju. Zmierzałam prosto do salonu, aż wreszcie ujrzałam stojącego przy obrazie, mojego narzeczonego, Damiena.
- Ana! – odwrócił się do mnie. W momencie kiedy do niego podeszłam wziął mnie w ramiona i delikatnie pocałował.
- Nie myślałam, że będziesz tak szybko. Coś się stało? – zapytałam zmartwiona. Był środek dnia, a wiadomość, iż Damien przyjechał z zewnątrz niepokoiła mnie.
- We Włoszech panuje plaga wśród wampirów. Jest przenoszona z ludzkiej krwi, lecz karmicielom nie szkodzi. Ginie coraz większa ilość... – nie musiał już nic dodawać. Moi rodzice zginęli niedługo po tym jak przyszłam na świat na chorobę rozprzestrzeniającą się u ludzi. Mój zamek mieścił się we francuskiej zatoce Anse de la Scaletta1 nieopodal Nicei oraz granicy Włoch. Damien urodził się we Francji, lecz teraz zamieszkiwał na granicy Włoch.
- Jak poważne to jest? – spytałam zmartwiona. Jeśli tak, jak za czasów poprzedniego pokolenia trzeba będzie wziąć się od razu do działania.
- Ano... to nie jest takie, jak wtedy... To coś innego. Wampirom zaczyna brązowieć skóra, a następnie łuszczyć się aż do mięśni. Jeżeli mają lekarza na dworze udaje im się to zatrzymać, jednak część umiera w niemałych męczarniach przez wysuszanie tkanek i komórek – słuchałam tego w osłupieniu. Musiałam jak najszybciej podać tę informację wszystkim na zamku.
- Do sali tronowej – mruknęłam pod nosem – Do sali tronowej! – krzyknęłam na całe piętro. Ludzie przechodzący obok wymienili zaskoczone spojrzenia, lecz skierowali się natychmiastowo w podaną stronę. Pobiegłam na schody cały czas powtarzając polecenie. Alan podchwytując począł wchodzić do pokoi ludzi i rozpowiadać. Weszłam wyżej, do pozostałych wampirów. Kiedy dotarłam już wszędzie z pomocą Alana wróciłam na dół. Gdy znalazłam się w sali tronowej wszyscy już czekali. Weszłam po małych schodkach na podest znajdujący się w centralnej części pomieszczenia.
- Moi drodzy... – nie wygłaszałam często mów, a z pewnością nie tego stylu. – Mam dla was ważną wiadomość – ciche szepty roznoszące się po sali umilkły – We Włoszech panuje pewna bakteria wśród ludzi, a wampiry pijąc ich krew zarażają się. O ile ludziom ona nie szkodzi, wampiry zapadają na ciężką chorobę, z której mała część wychodzi. Tak więc, póki o owej bakterii nie ucichnie zakazuję karmienia się dzięki ludziom, którzy mają styczność z otoczeniem na zewnątrz jak i opuszczania zamku bez mojej wiedzy i zgody – na sali widać było przemykające się po twarzach zebranych zaskoczenie – Mam nadzieję, iż wszyscy przyjęli to do wiadomości. To wszystko, co miałam wam do powiedzenia. Możecie wracać do swoich poprzednich czynności – rozejrzałam się wśród tłumu i ujrzałam widocznie dumną minę Damiena. Na moje usta wkradł się mały uśmiech. Po chwili skierowałam się do swojego narzeczonego. Czyjeś ręce od tyłu złapały mnie w talii, lecz zaraz je rozpoznałam.
- To było przemówienie na miarę córki Izabeli – powiedział całując mnie w szyję. Rzadko wspominał o mojej matce, ale teraz był to dla mnie niesamowity komplement. Po śmierci rodziców obawiałam się rządzenia całym zamkiem, który jest aktualnie moim małym, bardzo dobrze funkcjonującym społeczeństwem. Presja wywierana przez starsze wampiry sprawiała, iż chciałam się skulić i uciec w najmniej odwiedzany kąt tego miejsca. Jednakże wtedy ważną rolę w moim życiu odegrała Tamara, moja starsza o 8 lat siostra. Pomagała mi w stawianiu pierwszych kroków jako pani owego zamku i zamknęła usta wszystkim, którzy mieli na niego ochotę. W tym momencie ma swój bastion na obrzeżach Marsylii.
Poszliśmy już we dwójkę do mojej sypialni. Obcasy moich butów stukały na parkiecie. Zdjęłam je pospiesznie i założyłam ciche i lekkie klapki. Damien przysiadł przy małym stoliku.
- Nie obudziłem cię dzisiaj? Przyjechałem, jak tylko się dowiedziałem o chorobie – zainteresował się.
- Nie, nadal mam problemy ze snem – westchnęłam i podeszłam do dużego lustra na ścianie. Moje podkrążone oczy zaczynały być przekrwione. Odebrałam to jako sygnał ostrzegawczy co do mojego zdrowia. – Chyba polecę Christianowi zakupienie jakiś mocnych proszków nasennych. Zaczynam sama odczuwać brak spania – w odbiciu zobaczyłam jak mój kochanek do mnie podchodzi.
- Chciałbym wziąć trochę tej twojej bezsenności od ciebie. We Włoszech panuje bakteria, a ty zaczynasz tracić coraz więcej energii. Brzmi to niepokojąco.
- Myślisz, że bakteria jest gdzieś na zamku? W Katrinie? Tutaj? – pytałam przerażona. Patrzyłam się w te niebiesko-szare oczy, które mogłabym określić jako wzburzone fale morza z niepokojem. Damien ujął moją twarz spokojnie w swoje dłonie i odparł:
- Nie myślę tak, mimo to twoja doległość mnie martwi – pochylił się i pocałował mnie. Zatopiłam się w tym pocałunku, jak gdyby miał odgonić wszystkie ostatnie zmartwienia. Chcąc choć chwilowego ukojenia, zapragnęłam czegoś więcej. Pociągnęłam mojego narzeczonego za koszulę w stronę łóżka. Położyłam się delikatnie, a on nade mną. Kiedy pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny przerwał go.
- Ana... – powiedział tylko niskim głosem, patrząc na mnie pożądliwie. Być może były jakieś wątpliwości a propo tego, co zamierzaliśmy zrobić, lecz wszystkie od jego strony zdusiłam kolejnym gorącym całusem. Jedna ręka Damiena jeździła po mojej nodze, a druga nadal obejmowała mnie w talii. Czując nagły przypływ podniecenia zaczęłam czym prędzej rozpinać jego koszulę, a następnie dobierając się do paska od spodni. W tym czasie on ściągał ramiączka mojej sukienki napawając się moim ciałem. Chwilę później oboje byliśmy kompletnie nadzy. Nasze życie seksualne nie było ubogie, ale ostatnimi czasy przeróżne rzeczy nas goniły i nie mieliśmy w tym wszystkim momentu dla nas. Sam nasz stosunek doprowadzał mnie do szału, tak boskiego jak tylko było nam to dane. Chciałam krzyczeć, lecz zwołałoby to zbyt wielu mieszkańców. Ograniczyłam się do w miarę cichych jęknięć i sapnięć, co również tyczyło się Damiena. Był niesamowity. Pod każdym względem. Jego blade, muskularne ciało naprężało się przy każdym ruchu. Ciemne, niemal hebanowe włosy, które zwykle były idealnie ułożone teraz były w nieładzie, niesfornie układając się we wszystkie strony. Wyczuwałam już chwilę, dzięki której odpłynę na krótki czas w stan nieświadomości. Wiedziałam, że on również jest jej bliski. Przysunęłam się bliżej jego i to było to. Ten moment. Wszystko zdawało się nie mieć żadnego znaczenia. Aby tylko sprawić, by trwało to dłużej. Damien położył się obok mnie. Jego silna klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała w dół. Obróciłam się na bok przyglądając mojemu kochankowi z podziwem.
- Kocham cię, wiesz? – zapytałam retorycznie i spotkałam ponownie nasze wargi.
- Tylko teraz? – odpowiedział pytaniem i roześmiał się. Dałam mu małego kuksańca, za co dostałam, o dziwo, buziaka – Żartuję przecież. Ja ciebie również. W sumie to nie wiem, co bym bez ciebie robił – powiedział puszczając mi oczko.
- Zapewne latałbyś za jakąś Włoszką krzycząc „senorita, ta belle...” – zastanawiałam się co, jeszcze dodać, ale Damien się tylko jeszcze bardziej śmiał. Inna sprawa, że włoskie wampirzyce nie grzeszą urodą.
- Jesteś piękna – powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
- Mimo tych podkrążonych i przekrwionych oczu?
- Nie są wszystkim.
- Wymęczyłeś mnie nieco – zauważyłam flirciarsko.
- Taki był plan. A teraz spać.
- Jak to? Nie rozumiem… - powiedziałam wytrącona z tematu.
- Spróbuj teraz zasnąć Ano. Może ci się uda – odpowiedział. Wstał i ubrał się. Następnie podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
O dziwo, obudziłam się wyspana. Miałam wrażenie, że przespałam parę dni, lecz kiedy spojrzałam na zegar przy ścianie okazało się, iż spałam jakieś 16 godzin. I tak dużo. Wstałam i podeszłam do lustra. Po przekrwionych oczach nie było śladu, chociaż nadal były nieco podkrążone. Ubrałam szybko kolejną zwiewną, tym razem zieloną sukienkę, buty i wyszłam ze swojej komnaty. Udałam się prosto Katriny, witając się po drodze krótko z Alanem. Obydwie ucieszyłyśmy się na swój widok.
- Widzę, że pani zaczerpnęła trochę snu – powiedziała uśmiechnięta.
- Tak, u ciebie widać to samo. Jak z Karolem? Mam nadzieję, że jego wczorajsze karmienie było jednorazowe.
- Oczywiście pani. Nie śmiałabym zrobić tego ponownie... – tutaj się zawahała.
- Ale? – domagałam się dalszej części odpowiedzi.
- Ale przyszedł do mnie później – spuściła wzrok.
- Posłuchaj, najważniejsze dla mnie jest to, żebyś była ostrożna, zwłaszcza przy nim i go nie karmiła – specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowa.
- Postaram się – jakoś niespecjalnie mnie to przekonało, ale Katrina już przechyliła swoją głowę i odgarnęła czarne włosy. Wychodząc z pokoju prawie wpadłam na Ksawerego.
- Ma pani gościa w salonie – oznajmił.
- Jakiego gościa? – zapytałam zdziwiona. Było południe, a coraz więcej osób zjeżdżało się tu w ciągu dnia.
- Pani siostra – odpowiedział.
- Tamara?! – wykrzyknęłam zdziwiona. Ksawery prowadził mnie do niej.
- Owszem, jest tu od dwóch godzin – zaprawdę, szokujące było to, jak wcześnie tu przybyła. Licząc się z tym, że zawsze wszystko przekładała. I, że nie widziałam jej od trzech lat.
Zastałam ją w moim gabinecie, mocno wciągniętą w rozmowie z Karolem. Warto było zaznaczyć, że był on ciemnym blondynem z zielonymi oczami. Fakt, był przystojny, jednakże mógł się nieco pohamować przy mojej własnej siostrze.
- Dobra, koniec flirtu – powiedziałam ujawniając przed nimi swoją obecność w pokoju, której zdawali się wcześniej nie zauważyć.
- Przecież ktoś musiał się zająć twoim gościem, kiedy spałaś – powiedział na obronę spec naszych interesów.
- Oczywiście musiałeś być to ty. Jestem jakoś przyzwyczajona, że w dzień się śpi – dodał z ironią.
- Już tak nie naskakuj na niego. Przyjechałam o tej porze, bo to było konieczne – powiedziała już poważniej.
- To ja już pójdę – odezwał się Karol. Pocałował moją siostrę w dłoń i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- Więc co cię tu ściągnęło tak nagle? – zapytałam zaciekawiona jak i nieco podejrzliwie.
- Zapewne wiesz o bakterii we Włoszech. Mam sposób, który może ratować wampiry, a nawet zapobiegać chorobie – powiedziała z ekscytacją. Przez ostatnie dwa lata Tamara wyjechała do Hiszpanii, do pewnego uniwersytetu dla wampirów, jednego z nielicznych w Europie na wydział medycyny. Nie wiedziałam zbytnio jak jej tam szło, ani czego się tam dowiedziała. Patrząc na to teraz, chyba była to bardzo dobra decyzja.
- Tak, wiem. Co masz na myśli?
- Lekarze we Włoszech ratujący chore wampiry korzystają z własnoręcznie robionych maści. Nie uwierzysz z czego są zrobione. Korzeń pięciornika, żywica drzewa oliwnego, suszone płatki nenufarów i krew zdrowego człowieka2. Brzmi nadzwyczaj prosto, prawda?
- Skąd masz pewność, że to takie składniki? I do czego jestem ci tam potrzebna? – spytałam zdezorientowana.
- Testowałam już to. Jednak wiele wampirzych rodzin we Włoszech nie chciało przyjąć mojej pomocy. I tu jest twoja rola. Ludzie cię lepiej znają, i mają do ciebie zaufanie, które zdobyłaś, kiedy byłam w Hiszpanii. Poza tym ten twój narzeczony jest Włochem, nie? Będzie ci jeszcze łatwiej – mówiła podekscytowana.
- Byłaś we Włoszech? Nie zaraziłaś się przypadkiem tym sama? Może mogłabym to zrobić... Ale jest to bardzo ryzykowne. Damien jest Francuzem, to że mieszka teraz na granicy Włoch nie znaczy, że stamtąd pochodzi – sprostowałam.
- Nie, nie zaraziłam się, możesz być spokojna. Tą maść można normalnie spożywać, dlatego też powiedziałam, iż wiem jak temu zapobiegać. Proszę, wiesz jakie to ważne! – jej ton głosu był teraz wręcz błagalny – Robiłabym to bez twojej pomocy, jednak niewiele osób mnie tam zna. Jeździłabym z wami i dostarczałabym cały czas nowe ilości tego leku – Tamara umilkła na chwilę. Zapewne szukała większej ilości argumentów – Możemy uratować całe Włochy! Nawet nie wiesz, jak bardzo będę ci wdzięczna.
- Nie wiem... Musiałabym porozmawiać na ten temat z Damienem. I kto by się zajmował zamkiem przez ten czas? Ty masz Artura, ale ja nie mam nikogo bliskiego, komu mogłabym zostawić to wszystko na tak długi czas.
- Karol mógłby... – powiedziała to bez przekonania. Wie, że jest moją prawą ręką w interesach, jednak to duża odpowiedzialność.
- Pomyślę o tym. Zajmij póki co pokój gościnny na drugim piętrze. Zadzwonię do narzeczonego i jak tu przyjedzie to pogadamy o tym w czwórkę.
- Dziękuję! – uściskała mnie mocno i wyszła z gabinetu. Budząc się rano nie spodziewałam się takiego spotkania. Wybrałam numer do Damiena. Po paru sygnałach odezwał się miły, kobiecy głos.
- Zamek państwa Ornano. Kto mówi?
- Tu Anastazja Riquet. Mogę poprosić Damiena do słuchawki?
- Pan Damien śpi, przekażę, że pani dzwoniła.
- Nie, nie. Proszę go obudzić. To bardzo ważne.
- Wie pani, jak bardzo może mi się oberwać za coś takiego? – powiedziała już dużo mniej miłym tonem.
- Wiem, jednakże proszę cię o to jako jego narzeczona. To bardzo ważne i oberwie ci się jeżeli go nie obudzisz – powiedziałam zirytowana.
- Dobrze, idę, proszę czekać – powiedziała niechętnie. Czekałam, a każda mijająca chwila uświadamiała mi, jak lek mojej siostry może być istotny w naszym świecie.
- Halo? Ana? Co się stało? – usłyszałam w słuchawce głos Damiena. Można było poznać, że się dopiero obudził.
- Damien, wiem że przerwałam ci sen, ale mam bardzo ważną sprawę. Musisz tu przyjechać i to jak najszybciej. Chodzi o tą bakterię z Włoch.
- Jesteś chora?! – wykrzyknął nagle zmartwiony.
- Nie! Po prostu... Chyba możemy pomóc wszystkim chorym.
- To wspaniale! W takim wypadku zbieram się i będę u ciebie tak szybko jak tylko jest to możliwe – powiedział wyraźnie ucieszony – Do zobaczenia!
- Bądź ostrożny – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Wróciłam do sypialni i wzięłam w rękę książkę, mając nadzieję na chwilę wyciszenia.
Z zaczytania wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. Do pokoju wszedł Ksawery, jak zwykle z wypisanym na twarzy przekonaniem, że mi przeszkadza.
- Pani, pan Damien przybył – ogłosił.
- Dziękuję – rzuciłam szybko. Minęło nieco ponad półtorej godziny od kiedy zadzwoniłam do niego. Odłożyłam książkę i pognałam do salonu.
- Ana, o co chodzi? – spytał z ekscytacją w głosie.
- Powiem ci wszystko za chwilę. Idź do gabinetu. Muszę iść po Karola i Tamarę.
- Jest tu twoja siostra? – zdziwił się.
- Tak, to ona ogólnie ma na to sposób – wytłumaczyłam i poszłam jej szukać. Jak się okazało, siedziała w jednym z pokoi gościnnych z Karolem, co mnie już nie zdziwiło. Powiedziałam im o przyjeździe Damiena i razem poszliśmy do gabinetu. Blondyn usiadł obok mojego narzeczonego na kanapie, a ja z Tamarą na fotelach naprzeciwko nich.
- Mamy lek, który pomoże wampirom zapadającym na chorobę we Włoszech – oznajmiłam – Konkretnie, ma go Tamara. Niestety, ze względu na jej ostatni długi wyjazd, ludzie zapomnieli o niej i nie są ufni w stosunku do jej chęci pomocy. Dlatego też potrzebuje mnie. A ja ciebie, Damienie. Wampirze rodziny mnie kojarzą, ciebie tym bardziej, a Włochy znasz dużo lepiej ode mnie. Chciałyśmy cię obie prosić, abyś udał się z nami na wyjazd, który pomoże naszej rasie.
- Jak długi byłby to wyjazd? – spytał z zaciekawieniem.
- To zależy jak szybko zdobędziemy większe zaufanie. Myślę, że do dwóch miesięcy – odpowiedziała moja siostra.
- To całkiem długo. Znaczy, o ile u mnie nie byłoby z tym problemu, ponieważ mieszkają u mnie rodzice, tak tutaj... Nie możesz przecież zostawić zamku samego.
- I tu prosiłabym o przysługę Karola – spojrzałam się na niego sympatycznie.
- Chciałabyś żebym opiekował się tym wszystkim? – zapytał zdziwiony zataczając ręką dookoła.
- Tylko ciebie mam na tyle zaufanego, bym mogła zostawić zamek. To ważne. Wrócilibyśmy, jak tylko Tamara dawałaby sobie radę sama.
- Kiedy wyruszalibyście?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj wieczorem – odezwała się stanowczo Tamara – mamy czas wszystko zorganizować.
- Co ty na to? – spytałam Karola z nadzieją w głosie.
- Mam inne wyjście? – zapytał na przekór.
- Raczej nie – odpowiedział mu Damien – jak obie coś postanowią to trudne je tego odciągnąć – roześmiałyśmy się na ten tekst.
- Zwołaj ludzi ponownie do sali tronowej, a ja pójdę się już pakować – powiedziałam wstając.
- Robi się! – zasalutował Karol.
W pakowaniu pomagał mi narzeczony, wybierając co kolejne, to bardziej skąpe ubranie. W końcu doszliśmy do kompromisu, kiedy przyszła moja siostra mówiąc, że wszyscy już czekają. Udaliśmy się razem do sali, która wraz z ludźmi wyglądała identycznie jak wczoraj co wywołało u mnie deja vu. Weszłam na podest i gestem dłoni uciszyłam zebranych.
- Chciałam powiedzieć, że wyjeżdżam dziś wieczorem do Włoch na miesiąc, może dłużej. Na ten czas zamek i całą naszą społeczność będzie nadzorował Karol. Będzie on w zastępstwie, więc ma te same prawa, co ja. Oczywiście, jeśli będziecie mieli zażalenia, złożycie je mi, gdy wrócę. A, tak. Nie korzystaj przypadkiem z mojej sypialni, takich praw to aż nie masz – powiedziałam, a ludzie przede mną roześmiali się – To wszystkie ogłoszenia, dziękuje za przybycie.
Parę godzin później byliśmy już w podróży. Przed głównym celem mieliśmy jeden przystanek – zamek Damiena. Nasza trójka czekała cierpliwie, aż mój narzeczony wyjaśni ludziom na zamku, iż wyjeżdża i spakuje się. Po pewnym czasie zobaczyliśmy jak do nas wraca. Chwilę później kontynuowaliśmy naszą ratowniczą misję.
________________________________________________________
Wszystkie odnośniki z całego opowiadania kierują tutaj:
1 - Anse de la Scaletta - zatoka na półwyspie francuskim.
2 - Wszystkie składniki maści - nie mam szczerego pojęcia skąd to wszystko wzięłam, ale chyba wyszło nieźle.
WOW! Świetne opowiadanie! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ^^
UsuńOpowiadanie świetne, ale szablon jest za ciemny, nie miej mi tego za złe, po prostu jak weszlam na bloga jakoś mnie nie zachęcił, ale opowiadanie tak :)
OdpowiedzUsuńhttp://want-cant-must.blogspot.com/
Dziękuję. Poszukam na dniach innego szablonu :)
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze chciałam cię pochwalić za dialogi! Już dawno nie spotkałam w tej całej blogsferze osoby, która dobrze zapisywałaby dialogi. Normalnie jestem z ciebie dumna, haha! Opowiadanie jest naprawdę bardzo ciekawe. Potrafi wciągnąć, serio. Jak dla mnie pod koniec było za mało opisów, a za dużo dialogów, ale kto co woli. Według mnie powinnaś zmienić wygląd bloga. Nie chodzi o to, że szablon jest brzydki. Nic bardziej mylnego. Jest świetny i pasuje do twojego opowiadania, ale jak dla mnie trochę źle się czyta. Jest za ciemny. Poza tym czcionka jest za mała. Mogłabyś ją troszeczkę powiększyć? Ogólnie jest dobrze. Całuję, pozdrawiam, Weronika :*
http://terrible-revenge.blogspot.com
Miło mi to słyszeć :) Jeśli nie zmienię niedługo szablonu, to z pewnością powiększę czcionkę, dzięki :)
UsuńMasz talent do pisania! Nie przestawaj... Do tego super blog :)
OdpowiedzUsuńMoże wpadniesz również na mój blog? Zostawiam w tym komentarzu link :)
mademoiselleozner.blogspot.com